Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2017

Kolorowa pianka kąpielowa

Jednym z ulubionych zajęć moich dzieci w wannie jest wyciskanie czego się da z różnych pojemników. Tym sposobem wszelkie płyny do mycia starczają nam na wyjątkowo krótko, ale przecież nie będę im bronić się myć. Na jeszcze krócej starczają nam opakowania z tzw. piankami do mycia, bo niezmiennie kręci ich fakt, że wystarczy nacisnąć pompkę i od razu, bez wysiłku pojawia się piana do zabawy. Tutaj to można dopiero pójść z torbami. Na szczęście któregoś pięknego dnia zrobiłam test, czy aby nie dałoby się powtórnie wykorzystać pustego opakowania - bo to przecież o tą pompkę chodzi - i nieco zaoszczędzić. Okazuje się, że można. Wystarczy wlać do pustego opakowania wodę, wcisnąć z 10 "porcji" zwykłego płynu do mycia, delikatnie wymieszać, założyć pompkę i gotowe. Wprawdzie po jakimś czasie trzeba znów zainwestować w "oryginalną" piankę do mycia, bo mechanizm pompki z czasem zaczyna zawodzić. Niemniej jednak kilka złotych pozostaje w kieszeni. Co więcej, dodaję do

Jadalny brokat

Jutro w planie lukrowanie. Wprawdzie dziewczyny mają donieść artykuły dekoracyjne, ale ja w końcu skorzystałam z okazji przetestowania opcji samodzielnego wykonania "brokatowej" cukrowej posypki. Szczególnie, że Młodszy, zajadający się na śniadania pancakesami, ma zwyczaju spożywać je z posypkami wszelkiej maści. Kupne nam więc ostatnio trochę wyszły. W sklepach błyszczących cukrowych cudów pełno, ale ich koszt, nie oszukujmy się niewspółmierny do składu. W końcu to po prostu cukier. Szczególnie, jeśli mówimy np. o "Cukrze błyszczącym" od Dr. Oetkera. Skoro więc na Pintreście znalazłam patent na samodzielne wykonanie posypki, do tego brzmiący banalnie prosto, nie omieszkałam w końcu skorzystać. I powiem z ręką na sercu - nigdy więcej takiej posypki cukrowej nie kupię. Koszt tego, co dzisiaj przygotowałam - ok. 1 zł. No, niech będzie 1,5 zł, bo piekarnik na 10 minut włączyłam. Czas przygotowania 15 minut - dojazd do sklepu i z powrotem więcej mi zajmie. A wypełni

Wikolowa glinka

Jeszcze jest czas, jeszcze zdążycie. Zrobić kilka dodatkowych ozdób na święta. W zeszłym roku męczyliśmy masę solną , choć nie przed Bożym Narodzeniem. W tym roku próbujemy innej, zastygającej na twardo masy. Wystarczą zaledwie dwa produkty i impreza gotowa: - Skrobię ziemniaczaną - jak się co poniektórzy mogli już zorientować - trzeba mieć w domu w większych ilościach. Przez całe życie w kuchni nie zużyłam jej tyle, co w tym roku, do tych naszych różnych zabaw. - Drugim elementem jest wikol . Może być też klej do glutowania, czyli Colorino Kids, czy inny klej do prac plastycznych w płynie. Ja postawiłam tym razem na wikol, uznając, że skoro jest do użycia jednorazowego - czyli zagnieść, rozwałkować, wyciąć i zostawić do zastygnięcia - to tego wdychania kleju tak dużo nie będzie. Okazało się zresztą, że ten wikol obecny mniej już cuchnie niż kiedyś kupowany (wybrałam wersję do stosowania we wnętrzach), więc udało nam się ze Starszym jakoś bardzo nie naćpać ;-). Wsypałam do

Ekstrakt waniliowy

Mam swoje zboczenie zawodowe. Pewnie większość osób, podchodzących z pasją do swojej pracy, takie ma. Choć jestem tłumaczem raczej niemieckiego, to angielski jest mi bynajmniej nieobcy i rzadko kiedy potrafię w spokoju obejrzeć film, nie wychwytując jakichś uchybień tłumaczeniowych. Moim absolutnym faworytem, sprzed kilku ładnych lat z resztą, był film "Cool runnings" (o jakże wdzięcznym polskim tytule "Reggae na lodzie"), w którym tłumacz uparcie nie próbował zrozumieć kontekstu i każde wykrzyknienie "cool" przetłumaczył dosłownie jako "chłodne"... A było tego w tym filmie dużo. I tak to, chyba w Polsacie, poszło. Inne kwiatki oferuje mi ostatnio również Cbeebies, na którym to kanale Młodszy wciąga serię "Kucharz duży, kucharz mały". Żałuję, że sobie nie zapisałam, ale jak sobie przypomnę, to do posta dorzucę. Tutaj też zatrudniony jest jakiś geniusz, który uznał, że wie lepiej i uprawia jakieś własne słowotwórstwo. I tu dochodzimy