Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2017

Kawą w twarz

Sama dobrze wiem, jak to głupio brzmi: "Nie uwierzysz, co się zdarzyło. Sięgnęła po 3 produkty, które każdy ma w domu i wyleczyła...", itd., itp. Gdy czytam takie teksty, nóż mi się w kieszeni otwiera... Niemniej jednak, skoro tak świetnie sprawdziło nam się nawilżanie skóry przy pomocy domowej roboty kul kąpielowych, postanowiłam w pewnej kwestii zaryzykować. Uściślijmy, ani myślę ryzykować na potrzeby bloga życiem lub zdrowiem. Zaryzykować tylko tym, że kompletnie nic z tego nie będzie. Opowiem jednak najpierw nieco o sobie, a w zasadzie o latach mojej walki z cerą. Tekst mi się chyba babski zrobi, więc ostrzegam innych gości lojalnie.  Skóra mieszana z wyraźną tendencją do przetłuszczania. Zdecydowanie za głębokie pory. Regularnie mnie wypryszcza pod wpływem stresu lub nadmiaru czekolady. Latami systematycznie chodziłam do kosmetyczki: oczyszczanie, peelingi mechaniczne, chemiczne, mikrodermabrazja. Pełen pakiet. Po kilku dniach zawsze wyglądałam gorzej niż przed za

Raczej nie poskacze

Dzięki naszej ostatniej próbie przekonałam się, co to naprawdę znaczy glut, a w zasadzie gniot. Nie flubber, nie glutek, ani żadne inne pieszczotliwe określenie plastycznej mazi do zabawy dla dzieci. I choć Starszy był efektem rozczarowany, to prawie popłakał się ze śmiechu na widok tego, co nam wyszło.  Chyba przeczuwałam, że coś takiego się wydarzy, bo z góry założyłam, że korzystamy z dwóch wersji składników, licząc po cichu na to, że może z choć jednej się uda. Efektem miały być skaczące piłeczki powszechnie zwane kauczukami. Pięknie obfotografowałam wszystkie etapy tworzenia, ale zdjęć nie zamieszczę, żeby ktoś kiedyś na ich podstawie nie pomyślał, że jednak wyszło. Wersja 1: - 4 łyżki kleju, jak do flubbera (wikol, Astra Creativo, Colorino Kids) - barwnik - 1,5 łyżki boraksu To wszystko razem wymieszać w jednym pojemniku. Dolać 4 łyżki ciepłej wody. Wyłowić glutka, spłukać go pod bieżącą wodą. Uformować, osuszyć i ma być genialnie skaczącą piłeczką... Eeee,

Doświadczenie na misiach

Trochę nieogarnięta ostatnio jestem. Nie moja wina to tym razem, raczej mojego leczenia. Nie mam niestety na to wpływu. Akceptuję stan, jaki jest, żeby się nie frustrować.  Nie zmienia to faktu, że coś tam, choćby ze Starszym działamy.  Robiliście kiedyś doświadczenia na zwierzętach? Wyrywanie nóżek muchom? Słaby żart. Też nie robiłam. Ale są takie zwierzątka domowe, które się świetnie do jednego eksperymentu nadają. Misie-gumisie, Haribo, czy jak je tam sobie nazywacie, a akurat macie pod ręką. Zwłaszcza wtedy, gdy zapowiada się, że jednak się zmarnują, bo nikt już nie chce sięgać do otwartej paczki... Jak tam Wasza wiedza przyrodnicza? Co się stanie, gdy umieścimy po misiu w różnych roztworach? Czy miś w czystej wodzie się rozpuści? Spróbujmy. Przygotujcie 6 pojemników plastikowych/szklanych, co tam macie pod ręką, i do pierwszego wlejcie pół kubka mleka, do drugiego octu, do pozostałych 4 wlejcie po pół kubka wody. W jednym niech woda pozostanie bez dodatków. Do 3 kubków z w

Solą malowane

Ja, jak to ostatnio po weekendzie, nadganiam wszystko w dużym tempie. Żeby więc nie było za dużych przestojów wrzucam na szybko.  Opis krótki, sama zabawa dwuetapowa, bo po drodze zaplanować trzeba sobie czas na schnięcie. Potrzebne będą: - klej, którym można "malować" prosto z butelki - sól - kartka - z przyczyn praktycznych lepiej kolorowa, sztywniejsza - ew. coś do wstępnego rozrysowania wzoru - akwarele 1. Z opcji rozrysowania skorzystaliśmy oboje, rysując białymi kredkami po czarnych kartkach. 2. Następnie rozrysowane wzory pokryliśmy klejem, a ten z kolei obsypaliśmy sporymi ilościami soli. Nieprzyklejone nadwyżki odsypywaliśmy z powrotem do pojemnika.  Tu dwie uwagi: po pierwsze, lepiej, żeby klejem tworzone były raczej linie, niż powierzchnie, bo po wyschnięciu mogą pękać. Po drugie, solą sypaliśmy tzw. międzyczasie, żeby przypadkiem łokcia w klej nie włożyć. 3. Gotowy solny wzór pozostawiliśmy do następnego dnia do wyschnięci

Re-growing, czyli uprawa z resztek

Nie będę udawać, że rękę do roślin mam genialną i, że czego się roślinnie nie tknę, to zaraz dżungla w domu... Wręcz przeciwnie, skutecznie potrafię uśmiercić każdą roślinę, nawet, rzekomo nie do zabicia. Nie zrażam się jednak, ambicje mam wielkie, bo w tym roku tak na poważnie biorę się za ogród. Postanowiłam więc zrobić zimową wprawkę warzywną i w ramach niemarnowania wyhodować co nieco z pozostałości konsumowanych warzyw. Zdjęć się pięknych w necie naoglądałam, poczytałam, jakie to łatwe - włożyć do wody i patrzeć jak rośnie, a jak puści korzonki to, bach, do ziemi i dalej będzie pięknie. No to, do boju. Najpowszechniejsze do odrastania: sałata rzymska, seler naciowy, fenkuł, natka pietruszki. Wszystkiego na codzień używam, więc będzie genialnie. Do tego jeszcze pod ręką bok-choy. Góry zużyte (w przypadku pietruszki dół), reszta do pojemnika z wodą. Regularnie wodę wymieniam, kapuściane resztki skrapiam od góry. Dwa dni i sukces. Rosną! Jest. Rzeczywiście, taka uprawa o banał, naw

Kalejdocykl

Ciekawa jestem, ile osób kiedykolwiek słyszało o fleksagonach... W zasadzie dzisiaj nie przedstawię Wam klasycznego fleksagonu, ponieważ te są figurami płaskimi, ale zasada działania jest podobna, choć konstrukcja jest przestrzenna. Fleksagon to rodzaj "figury geometrycznej", która po odpowiednim pokolorowaniu i ozdobieniu, obracana, cyklicznie ukazuje ukryte ścianki. Brzmi to może odrobinę skomplikowanie, ale w zasadzie jest dosyć nieskomplikowane w wykonaniu. W każdym razie, wersja przestrzenna, która poszła na pierwszy ogień. Potrzebne są tylko: - flamastry, kredki, cokolwiek do rysowania - klej - nożyczki - papier, który przejdzie przez drukarkę, ale choć trochę sztywniejszy niż zwykły papier do drukarki - szablon, do pobrania tutaj:  http://babbledabbledo.com/wp-content/uploads/2015/03/Flextangles-Template-BABBLE-DABBLE-DO.pdf 1. Wyrysujcie wzór, pamiętając, aby na wszystkich polach o tym samym oznaczeniu (A, B, C, D) znalazł się identyczny

Mussssujący relaks

Tym razem postanowiliśmy ze Starszym zrobić coś dla bardziej ogólnego użytku, niekoniecznie dziecięcego. Szukając inspiracji - tak, na moim ulubionym Pintreście - w którymś momencie zaczęły "narzucać" mi się piny dotyczące samodzielnego wykonania kul kąpielowych. Tam to właśnie trafiłam m.in. na nowość, jak dla mnie, czyli siarczan magnezu ( http://doit-testit.blogspot.com/2017/03/na-co-komu-siarczan-magnezu.html ).  Z góry było wiadomo, że bierzemy się za ten temat, ale z przeznaczeniem dla chłopaków do kąpieli. Tak, posiadamy w domu wannę, ale budując się wstawiliśmy ją tylko ze względu na dzieci. Sami z niej nie korzystamy wcale - zdecydowanie preferujemy prysznic. Wanna jednak - pod absolutną kontrolą rodzicielską - jest świetnym miejscem do zabawy. A ponieważ obaj uwielbiają dodawać barwiące tabletki do kąpieli (np. z Rossmanna), postanowiliśmy sprawdzić, jak zadziała coś przygotowanego samodzielnie, tym bardziej, że przepis naprawdę jest prosty. Potrzeba: -

Na co komu siarczan magnezu?

Siarczan magnezu, zwany także solą epsom albo solą gorzką, jest, jak mi się wydaje, mało powszechnym produktem na naszym polskim rynku. Sama odkryłam go całkiem niedawno, przy okazji analizy składu samodzielnie przygotowywanych kul do kąpieli. I co się okazało, że to produkt, który naprawdę warto mieć w domu! Przede wszystkim, przeszukując Internet, sprawdzałam, jak wygląda sprawa jego bezpieczeństwa. Skoro ma być stosowany, na przykład, w kulach kąpielowych, a w kąpieli człowiek się moczy, to czy, aby na pewno nic się po takim wymoczeniu nie stanie. Wyszło na to, że wręcz przeciwnie. Poniżej krótka zbiorcza lista możliwości wykorzystania siarczanu magnezu w domu i w ogrodzie: - na ukąszenie komara - na oparzenie słoneczne - bóle mięśni, stawów i ogólne zmęczenie - peeling do twarzy i do ciała - maseczka do włosów - usuwanie drzazg - na zmęczone i opuchnięte stopy - na nieprzyjemny zapach stóp i grzybicę - odstraszacz ślimaków - naturalny pestycyd i insektycyd - odżywka/n