Przejdź do głównej zawartości

Perfekcyjny glut

Dzisiaj będzie dużo. Trochę zdjęć, choć mniej, niż pierwotnie miałam w zamiarze. Trochę rozważań. Trochę treści naukowych, ale mam nadzieję, że zrozumiałych.

Wszystko zaczęło się od tego, że jak się człowiek upublicznia z tym, co porabia, to potem jest w różne rzeczy wrabiany ;-). Dzięki Angelika! Pretensji nie mam jednak żadnych, bo raz, że to dla dzieciaków do szkoły, dwa, że miałam okazję naprawdę wgłębić się w temat.

Poszło o wyprodukowanie sporej ilości glutków (której to nazwy ścierpieć nadal nie mogę, ale najwyraźniej jest ona powszechnie zrozumiała, więc się poddaję). A skoro spora ilość, to trzeba było pomyśleć o tym, żeby nadmiernie nie pójść w koszta, a do tego nadmiernie się nie narobić.

W pierwszej kolejności chciałam ograniczyć zakupy kleju. Jednak rozsądek podpowiedział mi, żeby w tej sytuacji sobie jednak odpuścić. Pisałam o tym tutaj: http://doit-testit.blogspot.com/2017/06/klej-wersja-zrob-to-sam.html

Drugą sprawą było użycie boraksu. Mimo, iż o boraksie sama próbowałam pisać z rozsądkiem, zanim się za wspomniane zadanie wzięłam, wbrew wszystkiemu zaczęłam wpadać w lekką paranoję. Żeby go jednak uniknąć całkiem itd. A potem jeszcze bardziej wgłębiłam się w temat produkcji glutków różnymi, rzekomo bezboraksowymi metodami, opisywanymi w Internecie. I wniosek jest z tego jeden - to, co w efekcie tych metod powstaje po zmieszaniu z klejem, jest tym samym związkiem chemicznym (może nie idealnie, bo różne są składniki dodatkowe), którym jest glutek, do którego produkcji wykorzystano boraks.

Nie będę rozpisywać tutaj wzorów chemicznych, ale postaram się wyjaśnić zrozumiale, o co chodzi.

Żeby najłatwiejszymi dostępnymi metodami wykonać glutka, potrzebny jest klej. Ja wykorzystuję klej w płynie Colorino Kids. Ale równie dobrze mógłby być zwykły wikol, tyle że zdecydowanie bardziej śmierdzi, a przecież nie chodzi nam o to, żeby się dzieci kleju nawąchały. Chodzi o to, że klej ten musi zawierać w sobie octan winylu. Drugim ważnym składnikiem jest kwas borny albo inaczej borowy. Zawarty jest on między innymi w boraksie, bo boraks jest solą kwasu borowego. Ale nie byle jaką solą tego kwasu, tylko solą sodową. I tu jest pies pogrzebany. Bo bez obecności sodu nic z tej imprezy nie będzie. Sprawdziłam to inną metodą na glutka.

W tej drugiej metodzie zamiast boraksu używa się płynu do soczewek kontaktowych, w którego skład wchodzi kwas borny, a nie wszystkie go zawierają. Płyny te nie mają jednak w składzie sodu, więc żeby zrobić glutka trzeba do kleju dodać sody oczyszczonej. Próbowałam też (mając na podorędziu) użyć Borasolu, czyli wodnego roztworu kwasu bornego, który posiadam w domowej apteczce. I tutaj też, po dodaniu sody oczyszczonej udało się nieco zglucić klej, choć stężenie kwasu bornego jest w Borasolu chyba tak małe, że efekt nie był powalający.

Amerykanie szczycą się bezboraksowym glutkiem na bazie płynnego krochmalu konkretnego producenta (nazywa się to Sta-Flo Liquid Starch), dostępnego jedynie w USA, więc na razie tej metody nie przetestuję, bo koszty przesyłki mnie zeżrą. Ale może kiedyś, jakaś dobra dusza z pustym bagażem mi go przywiezie. Rzecz w tym, że wystarczy wejść na stronę producenta i przeczytać skład produktu, a w nim - jak wół - napisane, że boraks zawiera.

Znudziło się Wam już czytanie? To teraz szybko będzie o tym, jak zrobić glutka idealnego, albo jak pobawić się śluzeeeem, bleeee.

Składniki:
- 1 butelka kleju w płynie Colorino kids 500 g
- woda zimna, objętościowo na oko tyle ile kleju
- 1 szklanka gorącej wody
- 1 łyżeczka płaska boraksu
- barwnik spożywczy

1. Na dobry początek warto rozpuścić boraks w gorącej wodzie, ominie Was ryzyko poparzenia przy mieszaniu.
2. Wymieszać klej z zimną wodą. Ja wylałam na tyle klej z butelki, na ile się dało. Potem do tej samej butelki wlałam zimną wodę, przemieszałam i całą zawartość wlałam do kleju. Potem mieszamy.
3. Dodajemy barwnik i mieszamy, żeby konsystencja stała się w miarę jednolita.
4. Do kleju wlewamy pół szklanki wody z boraksem. Na dobry początek nie dodawajcie całości, lepiej zachować ostrożność, bo inaczej glutek zrobi się zbyt twardy. Im więcej boru, tym twardszy glutek. A przecież chodzi o to, żeby zachował elastyczność. Jeśli boru będzie za dużo, łatwo będzie się rwał.
Na początku będziecie mieć w misce trochę gluta i całą masę klejowej wody. Tak ma być, to nie powód, żeby dodawać od razu więcej boraksu. To po prostu czas na wyrabianie.
5. Wkładamy do miski rączki i zagniatamy. Jak ciasto, starając się zgarniać do masy otaczającą wodę. Po kilku sekundach zagniatania, będzie jak na zdjęciu - ciągutek, ale nadal wokół płyn.
6. Im więcej zagniatania, bez dodawania kolejnej porcji boraksu, tym bardziej kleista masa. Płynu będzie mniej, ale za to śluzek zacznie przyklejać się do palców.
7. Aż w końcu cały płyn zostanie zebrany, a do rąk będzie kleić się wszystko. To jest śluzek, czyli z angielskiego slime. Tym już się można bawić. Oczywiście warto odpowiednio zabezpieczyć teren, bo może być przy tym nieco brudzenia. Ale zabawa w rozciąganie, próby odklejania go od rąk, ponownego zanurzania, jest cudowna. Przynajmniej tak twierdzi starszy. Uznał, że to lepsze, niż ten już zwarty, nieprzyklejający się do rąk glutek.
8. Jeśli jednak zabawa śluzem nas nie interesuje, ale marzy nam się poręczny glutek, to jest właśnie moment, aby stopniowo zacząć dodawać resztę rozpuszczonego boraksu. Za każdym razem, przed dodatniem kolejnych kilku łyżeczek, trzeba całość zagnieść (ja uwzględniam jeszcze to, że różne barwniki mogą mieć różny, nieznany mi skład i zależnie od koloru, mogą spowodwać szybsze lub wolniejsze glutowacenie).
Nasz idealny glut to taki, który zależnie od zastosowanej techniki obchodzenia się z nim (choćby wetknięcie palca lub dłoni) pozwala na zostawienie odcisku, który po chwili zniknie, bez brudzenia rąk, ale gdy weźmie się go w garść ponownie zacznie kleić się do nich trochę przyklejać.

Jeżeli popełnicie błąd i chlupniecie za dużo boraksu, miejcie pod ręką resztkę kleju (nawet po wypłukaniu zostanie coś jeszcze w butelce) i dolejcie ją do mikstury. To powinno pomóc odzyskać glutkowi elastyczność.

Glutka da się przechowywać, nawet kilka tygodni. Wystarczy zamknięty pojemnik.

A więcej glutów/slime'ów znajdziecie na http://doit-testit.blogspot.com/2018/06/nasze-gluty.html

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Piankolina - chmurkolina

   Wyjątkowo szybka akcja zabawowa, gdy ma się potrzebę odrobiny spokoju od dzieci w szale przygotowań świątecznych. Albo jakichkolwiek innych. A dzieci odmawiają już współpracy w zakresie sprzątania ;-). Już jakiś czas temu zaopatrzyłam się w piankę do golenia. Nie, nie zużyłam mężowi, bo on używa żelu, a tutaj pianka jest wskazana... Zapas skrobi ziemniaczanej, z racji naszych różnych zabaw, posiadam nieco większy niż wskazywałby na to zdrowy rozsądek... Do tej zabawy potrzebne są, jak wynika z powyższego: - 1 opakowanie pianki do golenia - 1 kg skrobi ziemniaczanej - duży pojemnik, w którym da się te dwa produkty wymieszać Piankę wyciskamy do pojemnika. W całości. Wsypujemy skrobię ziemniaczaną i mieszamy. I, jak dla mnie, to jest ten najfajniejszy moment... Na anglojęzycznych blogach ta masa nazywana jest cloud dough , czyli chmurkowe ciasto . Po polsku funkcjonuje piankolina , pewnie od zastosowania pianki do golenia. Do mnie skojarzenie z chmurami przemawia ...

Maść z mniszka na ratunek

Lato, jakie by w tym roku nie było, ewidentnie zbliża się ku końcówce. Chłody pomału nadchodzą, a dla mnie niestety wiąże się to z problemami skórnymi. Niby nie są one jakieś wielkie, rzucające się w oczy, ale wkurzają mnie niemiłosiernie i jak dotąd regularne kremowanie rąk nic na nie nie pomagało. Gdy na dworze zaczyna być zimno wysusza mi się skóra dłoni do tego stopnia, że na palcu wskazującym zaczyna być chropowata i wygląda, jakbym wcale o siebie nie dbała, a przy paznokciach kciuków pęka i tworzą mi się bolesne ranki. Nie są one wielkie, ale wykonywaniu wszelkich czynności domowych zawsze towarzyszy dyskomfort. Ponieważ klasyczne środki jakoś mi nie pomagały (szczególnie, że wiele maści, nawet tych aptecznych za bazę ma alkohol), w tym roku postanowiłam się pobawić w zielarkę. Przyznam, że dopiero wtedy, gdy zaczęłam szukać przepisu na kremy/maści łagodzące na AZS dla Młodszego - po dokonaniu przykrego odkrycia, że trudno go czymkolwiek wysmarować, bo większość maści w pierw...

Jaja dinozaurów

Dzisiaj dużo zdjęć. Ale też, przede wszystkim, pomysł na przygotowanie dzieciom zajęcia na zaś. Od razu do zabawy się nie nadaje, a poleżeć może. Skamieniałe jaja dinozaurów są banalnie proste w przygotowaniu, a zapewniają rozrywkę na czas długi. Niestety trzeba zacząć od zdobycia małych figurek dinozaurów - lepiej mniejszych, niż większych, bo wtedy z jednej objętości mieszanki wychodzi więcej jaj. Ja troszkę się naszukałam, ale znalazłam bardzo fajny zestaw figurek Tomy z filmu "Dobry dinozaur". Są naprawdę maleńkie, ale bardzo estetyczne, z porządnego plastiku. Przydadzą nam się do jeszcze innych projektów i do zwykłej, codziennej zabawy. Co do "kamiennej" mieszanki. Składniki: - 2 szklanki mąki - 1 szklanka soli - 1 szklanka fusów po kawie - 1 szklanka wody (i jeszcze trochę pod ręką) Z kawą mam o tyle dobrze, że z mojego ekspresu wychodzą pastylki, które już nie za wiele wilgoci zawierają w sobie. Łatwo je więc bardziej wysuszyć i przechować do c...