Zawsze miałam takie skłonności, ale ostatnio szczególnie silna jest moja potrzeba wykonywania robótek ręcznych, sprawdzania, co warto przetestować razem z dziećmi albo po prostu zrobić coś dla siebie. Do tego jeszcze nie lubię marnować, więc dom mam pełen przydasiów, które błagają o to, aby w końcu je wykorzystać. Powoli w nich tonę...
Miałam taką przeuroczą wizję, że po przeprowadzce do nowego domu w moim życiu w końcu zapanuje porządek. Poczytałam sobie nawet stosowną literaturę, żeby przygotować się do tematu. Jest taka pozycja "Magia sprzątania" Marie Kondo, którą po tak uroczym tytule, aż chce się przeczytać i doświadczyć tego cudu. Przeczytałam. Dowiedziałam się, że podstawą jest wyrzucanie, najlepiej wszystkiego i dziękowanie skarpetkom za to, że tak dobrze mi służą... Ironizuję, ale mniej więcej takie wnioski można z tej książki wyciągnąć. Z tym wyrzucaniem, to naprawdę nic odkrywczego. Jeśli wszystko wyrzucisz z domu, będziesz mieć idealny porządek - logisch.
Żeby nie było, podjęłam wysiłek ograniczenia przedmiotów posiadanych... Ale mi przeszło. Marie Kondo sugeruje, żeby na takie generalne sprzątanie domu i życia przeznaczyć pół roku. I najlepiej, żeby nikt się w to nie wtrącał i żeby w tym czasie być w domu samemu. Zapachniało mi eksmisją męża i dzieci... W efekcie, po kilku dniach ciężkiej pracy, choć z plączącymi się wspomnianymi osobnikami po domu, trochę wyrzuciłam, trochę uporządkowałam. I to by było na tyle. Od tego czasu minął rok i znów doszło do cudownego rozmnożenia stanu posiadania. Istna magia.
Nie chciałabym jednak dyskwalifikować wszystkiego, co zostało w książce powiedziane, bo te rady, tak uczciwie mówiąc, nie są głupie. Są tylko trudne do zrealizowania i ja w tym względzie się poddałam. Stosuję się jednak do dwóch zasad:
Po 1. prezent w chwili, gdy zostanie podarowany już spełnił swoją funkcję, więc obdarowującemu wara od tego, co obdarowany z nim zrobi. Nie musimy czuć się w obowiązku przechowywania go w nieskończoność i czcić tylko dlatego, że kiedyś dany przedmiot był prezentem.
Po 2. układam koszulki w szufladzie pionowo. To rzeczywiście rozwiązało wieloletni problem, stwarzany przez mojego męża, a polegający na wyjmowaniu ze stosu koszulek tej, która akurat jest na samym dnie. I oczywiście pozostawiania wszystkich pozostałych fruwających we wszystkie strony.
1. Złóż koszulkę wzdłuż na pół i zagnij rękawek
2. Teraz złóż ją na pół w poprzek
3. A potem w poprzek raz jeszcze...
4. ... a potem jeszcze raz
Aktualnie najgorszy bałagan w szufladzie z koszulkami wygląda właśnie tak:
Komentarze
Prześlij komentarz