Miało być już wcześniej, ale nic to, przy okazji mój produkt przeszedł próbę czasu.
Zaglądam uparcie na anglojęzyczne blogi/strony dotyczące sensomotorycznych zabaw dla dzieci. Nie pytajcie dlaczego nie na polskie. Tak po prostu jest. I nie szkodzi, że przez to będę czasem musiała tłumaczyć o co chodzi, albo adaptować przepisy do naszych warunków. Taki mój wybór i już.
Przepisów na domową ciastolinę znalazłam przynajmniej kilka, ale niektóre wymagały gotowania. Uznałam więc, że na pierwszy ogień pójdzie taki bez gotowania. Jak nie wyjdzie, to chociaż mniej czasu zmarnuję. Nie będę robić tajemnicy. Nie zmarnowałam ani sekundy.
1. Potrzebne będą
- 2 filiżanki mąki (ja mam taką miarkę o pojemności 100 ml)
- 1 filiżanka soli
- 1 łyżka kamienia winnego [cream of tartar] (co to? https://pl.wikipedia.org/wiki/Wodorowinian_potasu)
- 2 łyżki oleju
- 2 filiżanki gorącej wody
- barwniki spożywcze
W kwestii kamienia winnego... Ci, co lubią wszystko eko, organiczne, bio itd. pewnie mieli już z nim do czynienia, bo jest m.in. składnikiem proszków do pieczenia. Jednak w postaci czystej, a nie w takim proszku do pieczenia, dodany np. do piany białkowej na bezy pozwala lepiej utrzymać jej konsystencję. We wszystkich poradach dotyczących ciastoliny autorzy podkreślali, że wprawdzie można pominąć kamień winny w przepisie, ale ciastolina na krócej zachowa swoją elastyczność. W efekcie jest to najdroższy składnik przepisu (50 g to koszt ok. 10 zł. Na jedną porcję ciastoliny potrzeba ok. 10 g).
2. Wymieszać ze sobą wszystkie składniki (ja barwnik dodaję w ostatnim etapie i zaraz napiszę dlaczego). Można to zrobić ręcznie, ze względu na gorącą wodę polecam jednak mikser. Nawet ręczny powinien dać radę, bo po zmieszaniu konsystencja przypomina ciasto ucierane. I teraz, niech ci ręka odpadnie nim dodasz więcej mąki. Można odnieść wrażenie, że jest jej za mało. Ale poczekaj minutę - dwie. Po tym czasie ciastolina uzyska właściwą strukturę.
3. Zbierz powstałe ciasto, zagnieć w kulkę. Ja taką porcję dzielę teraz na 3. Wtedy powstają porcje odpowiadające mniej więcej ilości tego, co zwykle zawiera kubeczek np. Play-Doh. I dopiero do nich dodaję barwnik, poprzez dalsze zagniatanie. Można oczywiście dodać barwnik na początku, ale czy potrzeba ci naraz aż tyle zieleni?
4. Tutaj wersja odważniejsza kolorystcznie.
5. A tutaj ciastolina z pierwszej próby.
Uprzejmie informuję, że po miesiącu ciastolina nadal jest tak samo elastyczna, jak była tuż po przygotowaniu - w przeciwieństwie do otwartej w tym samym czasie, oryginalnej Play-Doh, która nabiera sztywności. Tak wiem, można ją odświeżać zagniatając z odrobiną wody. I nie, nigdy nie udało mi się tego zrobić tak, żeby rzeczywiście odzyskała właściwą konsystencję. A synu Starszy, który posiada stosowne wiekowe doświadczenie, stwierdził, że jest znacznie lepsza od kupnej.
Prób z gotowaniem nie będzie. Tutaj osiągnęłam satysfakcjonujący efekt, ale mam kilka innych mas plastycznych na oku...
My też przerabiamy u siebie wszelkie domowe ciastoliny, pucholiny, sztuczny śnieg i piasek kinetyczny :) Będę zaglądać tu częściej w poszukiwaniu różnych inspiracji :)
OdpowiedzUsuńCieszę się i zapraszam :-)
Usuń