Zasmarkany sezon w pełni. W naszym domu regularnie cieknie komuś z nosa. No, najczęściej Młodszemu, który do tego nie chce wydmuchiwać nosa, "samodzielnie" obsługuje chusteczkę, żeby sobie nos wytrzeć, a już najczęściej stosuje "przecieranie rękawem". Grrrrr... Już pół biedy te zasmarkane rękawy. Wypierze się. Ale przez to bez przerwy ma zaczerwienioną skórę pod nosem i na policzku (pociągnięcia rękawa są długie).
No i jak tu takiemu ulżyć. Generalnie, najczęściej stosowanym w moim dzieciństwie sposobem ratunkowym na spokojny sen było smarowanie Wick Vapo Rub i stosuję go też na moich dzieciach. Ale Młodszy, jako element niekooperatywny nie zawsze chce się dać wysmarować (bo jeszcze przecież "dręczę" go ogólnym balsamowaniem, szczególnie, gdy objawia się AZS, a to u niego idzie w parze z obniżeniem odporności).
Wpadłam więc na genialny pomysł, że skoro obaj tak lubią obecność kul kąpielowych w wannie, to może tak dwie pieczenie przy jednym ogniu - zabawa + zwiększenie drożności nosa.
Wynalazłam przepis na kule kąpielowe z dodatkiem olejku eukaliptusowego i je dzieciom zmajstrowałam. Dobra, wynajdowanie przepisu to za dużo powiedziane - generalnie wszystkie kule kąpielowe mają identyczny skład, różnią się jedynie kolorem, rodzajem olejku eterycznego i ew. dodatków dla urozmaicenia. Tak naprawdę wystarczy jeden przepis i odrobina fantazji.
Ale niech będzie - w końcu proporcje się przydają:
- 1 szklanka sody oczyszczonej
- 0,5 szklanki kwasku cytrynowego
- 0,5 szklanki soli gorzkiej (też dobrze robi na zmiany skórne, więc się przydaje)
- 0,5 szklanki skrobi ziemniaczanej
- 3 łyżki oleju kokosowego
- woda, najlepiej w atomizerze
- 10 kropli olejku eukaliptusowego
- barwnik spożywczy (tu niebieski i zielony)
Wymieszać suche składniki. Dodać olejek, barwniki i olej kokosowy. Wymieszać. Ja, tym razem, nie dążyłam do równomiernego rozprowadzenia barwników, chciałam, żeby mieszały się w trakcie rozpuszczania kuli. I teraz spryskiwać wodą z rozpylacza, i mieszać, spryskiwać i mieszać. Co jakiś czas wziąć garść masy w rękę i zagnieść. Jeśli się ładnie trzyma i nie rozpada, możecie zakończyć spryskiwanie - z tym nie można przesadzić, bo kwas cytrynowy i soda zaczną reagować ze sobą nim zrobicie kule, a wtedy będzie po zabawie. Masę ugnieść w foremkach - mogą być takie do kul kąpielowych, specjalne. A mogą być nieużywane do muffinek lub innych wypieków.
Zostawić do wyschnięcia (kilka godzin). Używać.
Oczywiście, że moje dziecko młodsze postanowiło inaczej wykorzystywać kule kąpielowe. Wrzucanie do wanny już nie jest tak interesujące.
Teraz każda kula trafia do miseczki, bo w niej wygodniej prowadzić obserwację, jak się rozpuszcza. Także ten, mam nadzieję, że podczas obserwacji zdąży się nawdychać tego olejku i sobie trochę nos jednak udrażnia.
No i jak tu takiemu ulżyć. Generalnie, najczęściej stosowanym w moim dzieciństwie sposobem ratunkowym na spokojny sen było smarowanie Wick Vapo Rub i stosuję go też na moich dzieciach. Ale Młodszy, jako element niekooperatywny nie zawsze chce się dać wysmarować (bo jeszcze przecież "dręczę" go ogólnym balsamowaniem, szczególnie, gdy objawia się AZS, a to u niego idzie w parze z obniżeniem odporności).
Wpadłam więc na genialny pomysł, że skoro obaj tak lubią obecność kul kąpielowych w wannie, to może tak dwie pieczenie przy jednym ogniu - zabawa + zwiększenie drożności nosa.
Wynalazłam przepis na kule kąpielowe z dodatkiem olejku eukaliptusowego i je dzieciom zmajstrowałam. Dobra, wynajdowanie przepisu to za dużo powiedziane - generalnie wszystkie kule kąpielowe mają identyczny skład, różnią się jedynie kolorem, rodzajem olejku eterycznego i ew. dodatków dla urozmaicenia. Tak naprawdę wystarczy jeden przepis i odrobina fantazji.
Ale niech będzie - w końcu proporcje się przydają:
- 1 szklanka sody oczyszczonej
- 0,5 szklanki kwasku cytrynowego
- 0,5 szklanki soli gorzkiej (też dobrze robi na zmiany skórne, więc się przydaje)
- 0,5 szklanki skrobi ziemniaczanej
- 3 łyżki oleju kokosowego
- woda, najlepiej w atomizerze
- 10 kropli olejku eukaliptusowego
- barwnik spożywczy (tu niebieski i zielony)
Wymieszać suche składniki. Dodać olejek, barwniki i olej kokosowy. Wymieszać. Ja, tym razem, nie dążyłam do równomiernego rozprowadzenia barwników, chciałam, żeby mieszały się w trakcie rozpuszczania kuli. I teraz spryskiwać wodą z rozpylacza, i mieszać, spryskiwać i mieszać. Co jakiś czas wziąć garść masy w rękę i zagnieść. Jeśli się ładnie trzyma i nie rozpada, możecie zakończyć spryskiwanie - z tym nie można przesadzić, bo kwas cytrynowy i soda zaczną reagować ze sobą nim zrobicie kule, a wtedy będzie po zabawie. Masę ugnieść w foremkach - mogą być takie do kul kąpielowych, specjalne. A mogą być nieużywane do muffinek lub innych wypieków.
Zostawić do wyschnięcia (kilka godzin). Używać.
Oczywiście, że moje dziecko młodsze postanowiło inaczej wykorzystywać kule kąpielowe. Wrzucanie do wanny już nie jest tak interesujące.
Teraz każda kula trafia do miseczki, bo w niej wygodniej prowadzić obserwację, jak się rozpuszcza. Także ten, mam nadzieję, że podczas obserwacji zdąży się nawdychać tego olejku i sobie trochę nos jednak udrażnia.
Komentarze
Prześlij komentarz