Przejdź do głównej zawartości

Doświadczenie na misiach

Trochę nieogarnięta ostatnio jestem. Nie moja wina to tym razem, raczej mojego leczenia. Nie mam niestety na to wpływu. Akceptuję stan, jaki jest, żeby się nie frustrować. 

Nie zmienia to faktu, że coś tam, choćby ze Starszym działamy. 

Robiliście kiedyś doświadczenia na zwierzętach? Wyrywanie nóżek muchom? Słaby żart. Też nie robiłam. Ale są takie zwierzątka domowe, które się świetnie do jednego eksperymentu nadają. Misie-gumisie, Haribo, czy jak je tam sobie nazywacie, a akurat macie pod ręką. Zwłaszcza wtedy, gdy zapowiada się, że jednak się zmarnują, bo nikt już nie chce sięgać do otwartej paczki...

Jak tam Wasza wiedza przyrodnicza? Co się stanie, gdy umieścimy po misiu w różnych roztworach? Czy miś w czystej wodzie się rozpuści? Spróbujmy.

Przygotujcie 6 pojemników plastikowych/szklanych, co tam macie pod ręką, i do pierwszego wlejcie pół kubka mleka, do drugiego octu, do pozostałych 4 wlejcie po pół kubka wody. W jednym niech woda pozostanie bez dodatków. Do 3 kubków z wodą dodajcie odpowiednio 2 łyżeczki sody oczyszczonej, soli kuchennej lub cukru. Teraz do każdego z sześciu pojemników dodajcie po misiu i odstawcie wszystko na ok. 12 godzin.

Efekt naszego eksperymentu był następujący: W pojemnikach z sodą, solą, mlekiem i wodą misie, mniej lub bardziej, urosły. W occie miś zniknął całkiem, a w wodzie z cukrem pozostała kolorowa plama.



Co się wydarzyło i dlaczego?

Na początek trzeba sięgnąć do wspomnianej wiedzy przyrodniczej i odpowiedzieć na pytanie, czym jest osmoza. 

Osmoza to proces, który zachodzi spontanicznie w wyniku przenikania rozpuszczalnika (np. wody) przez membranę (błonę) półprzepuszczalną z roztworu o niższym stężeniu substancji rozpuszczonej do roztworu o stężeniu wyższym, czyli prowadzi do wyrównania stężeń obu roztworów.

Że co? 

Musimy mieć roztwór o określonym stężeniu (gęstości), który otoczony jest błoną, warstwą, przez którą co nieco, choć nie wszystko może przenikać. W tym przypadku naszym roztworem są misie, które składają się głównie z cukru i barwnika, zamkniętych wewnątrz cienkiej otoczki, która wydaje się być jednością z tym co w środku. Tego cukru w misiowym roztworze jest sporo. Gdy takiego misia włożymy do wody, to przez tę "błonkę" woda zaczyna przenikać do wnętrza misia, żeby go "rozcieńczyć", czyli wyrównać stężenia. Ponieważ czysta woda ma zdecydowanie niższe stężenie jakichkolwiek substancji w sobie w porównaniu z wodą z sodą, z solą czy mlekiem, miś z wody "urósł" najbardziej, bo wyjściowa różnica stężeń była największa.

Dlaczego jednak miś w occie zniknął całkiem? Bo ocet jako kwas rozpuścił osłonkę zewnętrzną, a żeby zachodziła osmoza "błona półprzepuszczalna" musi być obecna. 

A co z wodą z cukrem. To musicie sami sprawdzić. Teoretycznie proces powinien być zbliżony do pozostałych roztworów wodnych. Być może jednak nasza woda z cukrem była "słodsza" od misia, przez zaszła osmoza w drugą stronę. A być może Starszy, mieszając roztwory podczas przygotowania, kapnął akurat do tego pojemnika także odrobiną octu. I to jest najbardziej prawdopodobne.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Piankolina - chmurkolina

   Wyjątkowo szybka akcja zabawowa, gdy ma się potrzebę odrobiny spokoju od dzieci w szale przygotowań świątecznych. Albo jakichkolwiek innych. A dzieci odmawiają już współpracy w zakresie sprzątania ;-). Już jakiś czas temu zaopatrzyłam się w piankę do golenia. Nie, nie zużyłam mężowi, bo on używa żelu, a tutaj pianka jest wskazana... Zapas skrobi ziemniaczanej, z racji naszych różnych zabaw, posiadam nieco większy niż wskazywałby na to zdrowy rozsądek... Do tej zabawy potrzebne są, jak wynika z powyższego: - 1 opakowanie pianki do golenia - 1 kg skrobi ziemniaczanej - duży pojemnik, w którym da się te dwa produkty wymieszać Piankę wyciskamy do pojemnika. W całości. Wsypujemy skrobię ziemniaczaną i mieszamy. I, jak dla mnie, to jest ten najfajniejszy moment... Na anglojęzycznych blogach ta masa nazywana jest cloud dough , czyli chmurkowe ciasto . Po polsku funkcjonuje piankolina , pewnie od zastosowania pianki do golenia. Do mnie skojarzenie z chmurami przemawia ...

Maść z mniszka na ratunek

Lato, jakie by w tym roku nie było, ewidentnie zbliża się ku końcówce. Chłody pomału nadchodzą, a dla mnie niestety wiąże się to z problemami skórnymi. Niby nie są one jakieś wielkie, rzucające się w oczy, ale wkurzają mnie niemiłosiernie i jak dotąd regularne kremowanie rąk nic na nie nie pomagało. Gdy na dworze zaczyna być zimno wysusza mi się skóra dłoni do tego stopnia, że na palcu wskazującym zaczyna być chropowata i wygląda, jakbym wcale o siebie nie dbała, a przy paznokciach kciuków pęka i tworzą mi się bolesne ranki. Nie są one wielkie, ale wykonywaniu wszelkich czynności domowych zawsze towarzyszy dyskomfort. Ponieważ klasyczne środki jakoś mi nie pomagały (szczególnie, że wiele maści, nawet tych aptecznych za bazę ma alkohol), w tym roku postanowiłam się pobawić w zielarkę. Przyznam, że dopiero wtedy, gdy zaczęłam szukać przepisu na kremy/maści łagodzące na AZS dla Młodszego - po dokonaniu przykrego odkrycia, że trudno go czymkolwiek wysmarować, bo większość maści w pierw...