Nie będę udawać, że rękę do roślin mam genialną i, że czego się roślinnie nie tknę, to zaraz dżungla w domu... Wręcz przeciwnie, skutecznie potrafię uśmiercić każdą roślinę, nawet, rzekomo nie do zabicia. Nie zrażam się jednak, ambicje mam wielkie, bo w tym roku tak na poważnie biorę się za ogród. Postanowiłam więc zrobić zimową wprawkę warzywną i w ramach niemarnowania wyhodować co nieco z pozostałości konsumowanych warzyw. Zdjęć się pięknych w necie naoglądałam, poczytałam, jakie to łatwe - włożyć do wody i patrzeć jak rośnie, a jak puści korzonki to, bach, do ziemi i dalej będzie pięknie.
No to, do boju. Najpowszechniejsze do odrastania: sałata rzymska, seler naciowy, fenkuł, natka pietruszki. Wszystkiego na codzień używam, więc będzie genialnie. Do tego jeszcze pod ręką bok-choy. Góry zużyte (w przypadku pietruszki dół), reszta do pojemnika z wodą. Regularnie wodę wymieniam, kapuściane resztki skrapiam od góry. Dwa dni i sukces. Rosną! Jest. Rzeczywiście, taka uprawa o banał, nawet dla mnie. Po kilku dniach seler naciowy i bok-choy puszczają korzonki. Wow!
Ale z dnia na dzień rosną coraz wolniej. Osiągają mniej więcej takie wymiary, jak na zdjęciach, tych pięknych, w internecie. I zdychają.
Próbowałam kilka razy. Dbałam chuchałam. Zawsze to samo. Seler, z tymi korzonkami, nawet w ziemi wylądował (padł jeszcze szybciej). Więcej nie osiągnęłam. Może powinnam kuzynkę-ogrodniczkę do prób zachęcić. Może wtedy wyniki tego ćwiczenia byłyby bardziej obiektywne...
Już tak na zakończenie, wydaje mi się, że nawet z większym powodzeniem takiej uprawy, dużo miejsca potrzeba by było, żeby się tym najeść. Ale może ktoś coś z własnego doświadczenia na ten temat?
Teraz przerzucam się na inne uprawy. Zobaczymy, co z nich będzie. Ruszam z rozsadami.
No to, do boju. Najpowszechniejsze do odrastania: sałata rzymska, seler naciowy, fenkuł, natka pietruszki. Wszystkiego na codzień używam, więc będzie genialnie. Do tego jeszcze pod ręką bok-choy. Góry zużyte (w przypadku pietruszki dół), reszta do pojemnika z wodą. Regularnie wodę wymieniam, kapuściane resztki skrapiam od góry. Dwa dni i sukces. Rosną! Jest. Rzeczywiście, taka uprawa o banał, nawet dla mnie. Po kilku dniach seler naciowy i bok-choy puszczają korzonki. Wow!
Ale z dnia na dzień rosną coraz wolniej. Osiągają mniej więcej takie wymiary, jak na zdjęciach, tych pięknych, w internecie. I zdychają.
Próbowałam kilka razy. Dbałam chuchałam. Zawsze to samo. Seler, z tymi korzonkami, nawet w ziemi wylądował (padł jeszcze szybciej). Więcej nie osiągnęłam. Może powinnam kuzynkę-ogrodniczkę do prób zachęcić. Może wtedy wyniki tego ćwiczenia byłyby bardziej obiektywne...
Już tak na zakończenie, wydaje mi się, że nawet z większym powodzeniem takiej uprawy, dużo miejsca potrzeba by było, żeby się tym najeść. Ale może ktoś coś z własnego doświadczenia na ten temat?
Teraz przerzucam się na inne uprawy. Zobaczymy, co z nich będzie. Ruszam z rozsadami.
Super wykorzystanie i nie marnowanie
OdpowiedzUsuń