Przejdź do głównej zawartości

Raczej nie poskacze

Dzięki naszej ostatniej próbie przekonałam się, co to naprawdę znaczy glut, a w zasadzie gniot. Nie flubber, nie glutek, ani żadne inne pieszczotliwe określenie plastycznej mazi do zabawy dla dzieci. I choć Starszy był efektem rozczarowany, to prawie popłakał się ze śmiechu na widok tego, co nam wyszło. 

Chyba przeczuwałam, że coś takiego się wydarzy, bo z góry założyłam, że korzystamy z dwóch wersji składników, licząc po cichu na to, że może z choć jednej się uda.

Efektem miały być skaczące piłeczki powszechnie zwane kauczukami. Pięknie obfotografowałam wszystkie etapy tworzenia, ale zdjęć nie zamieszczę, żeby ktoś kiedyś na ich podstawie nie pomyślał, że jednak wyszło.

Wersja 1:
- 4 łyżki kleju, jak do flubbera (wikol, Astra Creativo, Colorino Kids)
- barwnik
- 1,5 łyżki boraksu
To wszystko razem wymieszać w jednym pojemniku. Dolać 4 łyżki ciepłej wody. Wyłowić glutka, spłukać go pod bieżącą wodą. Uformować, osuszyć i ma być genialnie skaczącą piłeczką...
Eeee, nie. Odbija się odrobinkę, ale flubber też się odbija. Masa jest nieco bardziej zwarta od flubbera, mniej się "rozpływa", ale jakaś szczególnie atrakcyjna zabawa z tego nie wychodzi. Do tego pozostawiona na zewnątrz, żeby "obeschnąć" tworzy "skorupkę" przez co już całkiem przestaje się odbijać.

Wersja 2:
- łyżka boraksu
- 0,5 filiżanki ciepłej wody
Powyższe, jak przy flubberze, rozpuścić w jednym pojemniku. W drugim wymieszać:
- 2 łyżki kleju (jw.)
- 1 łyżkę skrobi ziemniaczanej
- barwnik
Wymieszać, przełożyć do pojemnika z roztworem boraksu. Zagnieść. Wycisnąć powietrze i odbijać. Eeee, też nie. Ta "piłeczka" nie odbijała się nawet ciut. To był taki gniot, który rzucony o podłogę - spada, rozpłaszczając się przy tym. Do tego, najpewniej skrobia, spowodowała, że dosyć szybko na naszym gniotku pojawiła się cienka warstewka "ochronna", pozostawiając przy tym w środku półpłynną maź. Naciśnięcie na to i przebicie warstewki powodowało wyciekanie "smolistej" zawartości. To było naprawdę ohydne. 

No cóż. Nie udało się. Może ktoś inny odniesie w tym zakresie sukces. Ja już nie ryzykuję. Zostawiliśmy nasze gniotki sobie. Następnego dnia stwardniały tak, że mogą posłużyć już, co najwyżej, do wybicia sąsiadowi szyby w oknie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Doświadczenie na misiach

Trochę nieogarnięta ostatnio jestem. Nie moja wina to tym razem, raczej mojego leczenia. Nie mam niestety na to wpływu. Akceptuję stan, jaki jest, żeby się nie frustrować.  Nie zmienia to faktu, że coś tam, choćby ze Starszym działamy.  Robiliście kiedyś doświadczenia na zwierzętach? Wyrywanie nóżek muchom? Słaby żart. Też nie robiłam. Ale są takie zwierzątka domowe, które się świetnie do jednego eksperymentu nadają. Misie-gumisie, Haribo, czy jak je tam sobie nazywacie, a akurat macie pod ręką. Zwłaszcza wtedy, gdy zapowiada się, że jednak się zmarnują, bo nikt już nie chce sięgać do otwartej paczki... Jak tam Wasza wiedza przyrodnicza? Co się stanie, gdy umieścimy po misiu w różnych roztworach? Czy miś w czystej wodzie się rozpuści? Spróbujmy. Przygotujcie 6 pojemników plastikowych/szklanych, co tam macie pod ręką, i do pierwszego wlejcie pół kubka mleka, do drugiego octu, do pozostałych 4 wlejcie po pół kubka wody. W jednym niech woda pozostanie bez dodatków. Do 3 k...

Piankolina - chmurkolina

   Wyjątkowo szybka akcja zabawowa, gdy ma się potrzebę odrobiny spokoju od dzieci w szale przygotowań świątecznych. Albo jakichkolwiek innych. A dzieci odmawiają już współpracy w zakresie sprzątania ;-). Już jakiś czas temu zaopatrzyłam się w piankę do golenia. Nie, nie zużyłam mężowi, bo on używa żelu, a tutaj pianka jest wskazana... Zapas skrobi ziemniaczanej, z racji naszych różnych zabaw, posiadam nieco większy niż wskazywałby na to zdrowy rozsądek... Do tej zabawy potrzebne są, jak wynika z powyższego: - 1 opakowanie pianki do golenia - 1 kg skrobi ziemniaczanej - duży pojemnik, w którym da się te dwa produkty wymieszać Piankę wyciskamy do pojemnika. W całości. Wsypujemy skrobię ziemniaczaną i mieszamy. I, jak dla mnie, to jest ten najfajniejszy moment... Na anglojęzycznych blogach ta masa nazywana jest cloud dough , czyli chmurkowe ciasto . Po polsku funkcjonuje piankolina , pewnie od zastosowania pianki do golenia. Do mnie skojarzenie z chmurami przemawia ...

Maść z mniszka na ratunek

Lato, jakie by w tym roku nie było, ewidentnie zbliża się ku końcówce. Chłody pomału nadchodzą, a dla mnie niestety wiąże się to z problemami skórnymi. Niby nie są one jakieś wielkie, rzucające się w oczy, ale wkurzają mnie niemiłosiernie i jak dotąd regularne kremowanie rąk nic na nie nie pomagało. Gdy na dworze zaczyna być zimno wysusza mi się skóra dłoni do tego stopnia, że na palcu wskazującym zaczyna być chropowata i wygląda, jakbym wcale o siebie nie dbała, a przy paznokciach kciuków pęka i tworzą mi się bolesne ranki. Nie są one wielkie, ale wykonywaniu wszelkich czynności domowych zawsze towarzyszy dyskomfort. Ponieważ klasyczne środki jakoś mi nie pomagały (szczególnie, że wiele maści, nawet tych aptecznych za bazę ma alkohol), w tym roku postanowiłam się pobawić w zielarkę. Przyznam, że dopiero wtedy, gdy zaczęłam szukać przepisu na kremy/maści łagodzące na AZS dla Młodszego - po dokonaniu przykrego odkrycia, że trudno go czymkolwiek wysmarować, bo większość maści w pierw...