Przejdź do głównej zawartości

Kolorowe patyczki do lodów

Patyczki do lodów (po lodach???) to coś, kto każdy, kto ma ochotę na odrobinę kreatywnych zabaw z dziećmi, prędzej czy później, posiadać powinien. Na Allegro dostępne są za kilka złotych pakiety po 100, 200 szt. patyczków, ale bezbarwnych. Takie naturalne same w sobie są fajne i możliwości ich wykorzystania są niezliczone - jeszcze wiele przed nami - ale czasami przydają się patyczki w kolorze.
I tutaj nagle cena rośnie. Za zestaw 50 szt. patyczków w kilku kolorach trzeba zapłacić już mniej więcej 2x tyle, co za 100 szt. naturalnych. Wiem, to nadal nie kosztuje wiele (ok. 5 zł). Rzecz w tym, że to zestaw składający się z kilku kolorów, więc jeśli mamy zapotrzebowanie na sam żółty, to tego żółtego w zestawie będzie z 10 szt. Przy odrobinie szczęście trafić można na sprzedawane odrębnie poszczególnie kolory, nie zmienia to jednak faktu, że gama kolorystyczna jest tu bardzo ograniczona. Z reguły te podstawowe wystarczą, jasne. Co jednak, jeżeli przyjdzie nam ochota zaszaleć?

Zrobiłam test z moimi ulubionymi barwnikami spożywczymi.
W kilku pudełkach, do których na długość mieściły się patyczki, rozpuściłam po odrobinie barwnika, rozmieszałam i, jak przy farbowaniu jajek na Wielkanoc, dodałam po łyżce octu. Potem włożyłam po kilka patyczków do każdego koloru i zostawiłam na noc.

Tuż po wyjęciu okazało się, że intensywność zabarwienia, brzydko mówiąc "pupy nie urywa". Pozostawiłam je jednak do wyschnięcia, a gdy były już suche uznałam, że ostatecznie tę metodę będę wykorzystywać i w pierwszych naszych zabawach, kiedy to kolor był istotny, sprawdziły się świetnie.
Tak na marginesie - zawsze może być jeszcze taniej. Trzeba tylko jeść dużo lodów i zachowywać patyczki ;-).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Doświadczenie na misiach

Trochę nieogarnięta ostatnio jestem. Nie moja wina to tym razem, raczej mojego leczenia. Nie mam niestety na to wpływu. Akceptuję stan, jaki jest, żeby się nie frustrować.  Nie zmienia to faktu, że coś tam, choćby ze Starszym działamy.  Robiliście kiedyś doświadczenia na zwierzętach? Wyrywanie nóżek muchom? Słaby żart. Też nie robiłam. Ale są takie zwierzątka domowe, które się świetnie do jednego eksperymentu nadają. Misie-gumisie, Haribo, czy jak je tam sobie nazywacie, a akurat macie pod ręką. Zwłaszcza wtedy, gdy zapowiada się, że jednak się zmarnują, bo nikt już nie chce sięgać do otwartej paczki... Jak tam Wasza wiedza przyrodnicza? Co się stanie, gdy umieścimy po misiu w różnych roztworach? Czy miś w czystej wodzie się rozpuści? Spróbujmy. Przygotujcie 6 pojemników plastikowych/szklanych, co tam macie pod ręką, i do pierwszego wlejcie pół kubka mleka, do drugiego octu, do pozostałych 4 wlejcie po pół kubka wody. W jednym niech woda pozostanie bez dodatków. Do 3 k...

Piankolina - chmurkolina

   Wyjątkowo szybka akcja zabawowa, gdy ma się potrzebę odrobiny spokoju od dzieci w szale przygotowań świątecznych. Albo jakichkolwiek innych. A dzieci odmawiają już współpracy w zakresie sprzątania ;-). Już jakiś czas temu zaopatrzyłam się w piankę do golenia. Nie, nie zużyłam mężowi, bo on używa żelu, a tutaj pianka jest wskazana... Zapas skrobi ziemniaczanej, z racji naszych różnych zabaw, posiadam nieco większy niż wskazywałby na to zdrowy rozsądek... Do tej zabawy potrzebne są, jak wynika z powyższego: - 1 opakowanie pianki do golenia - 1 kg skrobi ziemniaczanej - duży pojemnik, w którym da się te dwa produkty wymieszać Piankę wyciskamy do pojemnika. W całości. Wsypujemy skrobię ziemniaczaną i mieszamy. I, jak dla mnie, to jest ten najfajniejszy moment... Na anglojęzycznych blogach ta masa nazywana jest cloud dough , czyli chmurkowe ciasto . Po polsku funkcjonuje piankolina , pewnie od zastosowania pianki do golenia. Do mnie skojarzenie z chmurami przemawia ...

Maść z mniszka na ratunek

Lato, jakie by w tym roku nie było, ewidentnie zbliża się ku końcówce. Chłody pomału nadchodzą, a dla mnie niestety wiąże się to z problemami skórnymi. Niby nie są one jakieś wielkie, rzucające się w oczy, ale wkurzają mnie niemiłosiernie i jak dotąd regularne kremowanie rąk nic na nie nie pomagało. Gdy na dworze zaczyna być zimno wysusza mi się skóra dłoni do tego stopnia, że na palcu wskazującym zaczyna być chropowata i wygląda, jakbym wcale o siebie nie dbała, a przy paznokciach kciuków pęka i tworzą mi się bolesne ranki. Nie są one wielkie, ale wykonywaniu wszelkich czynności domowych zawsze towarzyszy dyskomfort. Ponieważ klasyczne środki jakoś mi nie pomagały (szczególnie, że wiele maści, nawet tych aptecznych za bazę ma alkohol), w tym roku postanowiłam się pobawić w zielarkę. Przyznam, że dopiero wtedy, gdy zaczęłam szukać przepisu na kremy/maści łagodzące na AZS dla Młodszego - po dokonaniu przykrego odkrycia, że trudno go czymkolwiek wysmarować, bo większość maści w pierw...