Przejdź do głównej zawartości

Pampersowy śluzoglut

Wiem, trochę się zaniedbałam z postami, ale kilka projektów jest aktualnie w toku i niestety do czasu ich zakończenia nie mogę niczego na ich temat napisać, bo nie wiem, jakie będą efekty...
Niemniej jednak zrobiliśmy ostatnio ze Starszym test na nieco zmodyfikowanego gluta (jeśli nie wiecie jeszcze, jak zrobić perfekcyjnego gluta, to przeczytajcie koniecznie) i wyszedł ciut inny, ale zachwycający - jeśli w ogóle można się taką oślizgłą masą zachwycać... Ponieważ test wypadł pozytywnie, zaprośliśmy jego znajomych do zabawy - po co robić bajzel w kilku domach, skoro można w jednym ;-).

Zaglądaliście kiedyś do pampersa? Albo innej pieluszki jednorazowej? I nie mówię tu o pieluszkach będących w trakcie użycia... Ich wykorzystanie do robienia śluzków odradzam ;-). Ale jeżeli macie gdzieś jakąś nadwyżkową pieluszkę jednorazową, to spróbujcie.

Mi akurat zostało kilka sztuk rozmiaru, z którego Młodszy wyrósł. Od razu zaznaczam, że był to Pampers klasyczny w rozmiarze 3, bo nie testowałam innych pieluch do robienia śluzoglutów i nie wiem, na ile zmienia się ich chłonność i jak to w efekcie wpływa na efekt końcowy. Spodziewam się jednak, że tak jak w każdym innym przypadku, trzeba po prostu trochę własnego wyczucia i dodawania mniejszej lub większej ilości wody.

Składniki:
- pieluszka jednorazowa
- 2 szklanki zimnej wody (i trochę w zapasie)
- klej w płynie, np. Colorino Kids (500 g)
- 1 łyżeczka boraksu
- 1 szklanka gorącej wody
- barwniki
- brokat
- miski, kubki plastikowe, łyżeczki, pałeczki...

1. Rozpuścić boraks w gorącej wodzie, żeby zdążyła Wam nieco przestygnąć przed użyciem.
2. Rozciąć pieluszkę tak, żeby móc wyjąć z niej wkład chłonący. Najlepiej wzdłuż, jak zaznaczyłam na zdjęciu.
3. Wydłubać jak najdokładniej "watę" oraz słabo widoczne przeźroczyste kuleczki, które tam dojrzycie. Te kuleczki są najważniejsze. I włóżcie do miski.
4. Zalać zawartość miski z wkładem zimną wodą i dać mu porządnie nasiąknąć. W efekcie powinniście uzyskać taką galaretowatą, niejednorodną masę.
Starszy stwierdził, że to, co w tym momencie powstaje w misce, to nic innego tylko Glibbi. Znacie to? Takie kolorowe kuleczki, które wrzucone do wody pęcznieją, a dziecko siedzi w wannie w takiej uroczej mazi potem... Sugerował nawet, że możemy zacząć zamiast oryginalnego Glibbi używać pieluch, ale z uwagi na obecność "waty", wybiłam mu ten pomysł z głowy, żeby potem nie trzeba było odpływu odtykać.
5. Teraz do glibbi-podobnej mazi wlejcie klej. Przy klasycznym glucie używaliśmy całej butelki, w tym przypadku wlaliśmy tylko pół i to wystarczyło.
6. A skoro impreza, to dzieciaki wymyśliły sobie, że tęczowy glut, to ich marzenie. Należało więc pampersowo-klejową masę poporcjować (przydają się naczynia jednorazowe, oj, baaaardzo). Do tak po porcjowanych trafił najpierw brokat w różnych kolorach.
7. A zaraz potem barwniki, spożywcze, a jakże.

8. Potem szklankę wody z rozpuszczonym boraksem rozdzielaliśmy mniej więcej proporcjonalnie na poszczególne "porcje".

9. A potem zagniatać, zagniatać, zagniatać. Jeżeli, tak jak nam, przyjdzie Wam do głowy babrać się w kilku kolorach na raz, najlepiej na czas zagniatania przerzucać daną porcję kolorystyczną do większej miski.
Jeżeli ma być glutek wielobarwny, dopiero po zagniecieniu każdego koloru osobno, możecie je połączyć.
Gotowa masa jest nieco bardziej mokra w dotyku, ale jednocześnie mniej kleista, przy tym jest gąbczasta.
Nadal jest rozciągliwa, choć ta rozciągliwość nie jest tak jednorodna, jak w przypadku klasycznego śluzu.
A jeśli zdecydujecie się już na udrękę robienia kilku kolorów równocześnie, to pamiętajcie, że długo nie potrwa, a cała masa będzie wyglądać tak:
I to jest całkiem super. Tylko, że po kolejnej minucie będzie wyglądać jakby już trafiła do żołądka i tam się nie przyjęła. Tego widoku Wam oszczędzę.

P.S. Kilka zdjęć jest z naszej próby, bo dzieciaki, jak to dzieciaki, pozagniatały, kolory wymieszały i pobiegły bawić się w coś innego.


A więcej glutów/slime'ów znajdziecie na http://doit-testit.blogspot.com/2018/06/nasze-gluty.html

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Doświadczenie na misiach

Trochę nieogarnięta ostatnio jestem. Nie moja wina to tym razem, raczej mojego leczenia. Nie mam niestety na to wpływu. Akceptuję stan, jaki jest, żeby się nie frustrować.  Nie zmienia to faktu, że coś tam, choćby ze Starszym działamy.  Robiliście kiedyś doświadczenia na zwierzętach? Wyrywanie nóżek muchom? Słaby żart. Też nie robiłam. Ale są takie zwierzątka domowe, które się świetnie do jednego eksperymentu nadają. Misie-gumisie, Haribo, czy jak je tam sobie nazywacie, a akurat macie pod ręką. Zwłaszcza wtedy, gdy zapowiada się, że jednak się zmarnują, bo nikt już nie chce sięgać do otwartej paczki... Jak tam Wasza wiedza przyrodnicza? Co się stanie, gdy umieścimy po misiu w różnych roztworach? Czy miś w czystej wodzie się rozpuści? Spróbujmy. Przygotujcie 6 pojemników plastikowych/szklanych, co tam macie pod ręką, i do pierwszego wlejcie pół kubka mleka, do drugiego octu, do pozostałych 4 wlejcie po pół kubka wody. W jednym niech woda pozostanie bez dodatków. Do 3 k...

Piankolina - chmurkolina

   Wyjątkowo szybka akcja zabawowa, gdy ma się potrzebę odrobiny spokoju od dzieci w szale przygotowań świątecznych. Albo jakichkolwiek innych. A dzieci odmawiają już współpracy w zakresie sprzątania ;-). Już jakiś czas temu zaopatrzyłam się w piankę do golenia. Nie, nie zużyłam mężowi, bo on używa żelu, a tutaj pianka jest wskazana... Zapas skrobi ziemniaczanej, z racji naszych różnych zabaw, posiadam nieco większy niż wskazywałby na to zdrowy rozsądek... Do tej zabawy potrzebne są, jak wynika z powyższego: - 1 opakowanie pianki do golenia - 1 kg skrobi ziemniaczanej - duży pojemnik, w którym da się te dwa produkty wymieszać Piankę wyciskamy do pojemnika. W całości. Wsypujemy skrobię ziemniaczaną i mieszamy. I, jak dla mnie, to jest ten najfajniejszy moment... Na anglojęzycznych blogach ta masa nazywana jest cloud dough , czyli chmurkowe ciasto . Po polsku funkcjonuje piankolina , pewnie od zastosowania pianki do golenia. Do mnie skojarzenie z chmurami przemawia ...

Maść z mniszka na ratunek

Lato, jakie by w tym roku nie było, ewidentnie zbliża się ku końcówce. Chłody pomału nadchodzą, a dla mnie niestety wiąże się to z problemami skórnymi. Niby nie są one jakieś wielkie, rzucające się w oczy, ale wkurzają mnie niemiłosiernie i jak dotąd regularne kremowanie rąk nic na nie nie pomagało. Gdy na dworze zaczyna być zimno wysusza mi się skóra dłoni do tego stopnia, że na palcu wskazującym zaczyna być chropowata i wygląda, jakbym wcale o siebie nie dbała, a przy paznokciach kciuków pęka i tworzą mi się bolesne ranki. Nie są one wielkie, ale wykonywaniu wszelkich czynności domowych zawsze towarzyszy dyskomfort. Ponieważ klasyczne środki jakoś mi nie pomagały (szczególnie, że wiele maści, nawet tych aptecznych za bazę ma alkohol), w tym roku postanowiłam się pobawić w zielarkę. Przyznam, że dopiero wtedy, gdy zaczęłam szukać przepisu na kremy/maści łagodzące na AZS dla Młodszego - po dokonaniu przykrego odkrycia, że trudno go czymkolwiek wysmarować, bo większość maści w pierw...