Temat mojej wrażliwości na zapachy powraca, a sprawa jest śmierdząca...
Nie wnikam w to, co wchodzi w skład odświeżaczy powietrza wszelkich dominujących na rynku marek. Mam co do nich duże wątpliwości. Nie jestem fanatyczką, ale naprawdę - cholera wie, co my wdychamy odświeżając sobie nimi domy. I choć generalnie można ich po prostu unikać i nie stosować wcale, bo porządnie wywietrzony i wysprzątany dom (nawet bez całej pachnącej chemii) pachnie po prostu dobrze, to z kwestiami toaletowymi trzeba coś zrobić. Bo jak mawiał Forrest Gump: "Każdemu własna kupa dobrze pachnie, ale nie daj się zwieść".
Wejście do toalety po tzw. "dwójeczce" do atrakcyjnych nie należy. Problem w tym, że jeżeli poprzedni użytkownik tego przybytku "uzdatni" powietrze klasycznym odświeżaczem w aerozolu, to - jeśli pomieszczenie nie ma 50 m2 - nadal nie da się tam wejść, bo gęste opary temu skutecznie przeszkodzą. Przynajmniej ja tak mam. Konieczność wstrzymania powietrza murowana. A sprysnąć mniej się nie da. A jak się da, to jednak za mało, więc spryskuje się kolejny raz i jesteśmy w punkcie wyjścia.
Wydając walkę toaletowym smrodkom, postanowiłam, jak to ja, wypróbować coś z propozycji sieciowych. Wersje spreju były dwie.
Wersja 1:
- 1 łyżka gliceryny
- 2 łyżki spirytusu
- 0,5 szklanki wody destylowanej
- 15 kropli olejku lawendowego (ja wlałam łyżeczkę mojego ekstraktu lawendowego)
- 10 kropli olejku cytrynowego
- 10 kropli olejku z trawy cytrynowej
Wersja 2 - jakby prostsza:
- 1 łyżka spirytusu
- 30 kropli olejków eterycznych (u mnie znów ekstrakt lawendowy, olejek cytrynowy i tym razem limonkowy)
- woda do dopełnienia
W obu przypadkach należy składniki wlać do butelki z atomizerem, wymerdać przez potrząsanie i gotowe.
Każdą wersję testowaliśmy po 2 miesiące, bo na tyle mniej więcej starczała ta objętość. Spreju nie rozpyla się w powietrzu. Po spuszczeniu zawartości nalezy 1-2 razy sprysnąć do wnętrza muszli i zamknąć klapę.
Wersja 2, czyli mniej składników, niestety działa tak sobie. Owszem niweluje brzydkie zapachy, ale nie tak skutecznie jak wersja 1. Wersja 1 z powodzeniem zastępuje kupne aerozole, a zapach nie jest chemiczny i nie próbuje Cię udusić, gdy wchodzisz do toalety.
Nie wnikam w to, co wchodzi w skład odświeżaczy powietrza wszelkich dominujących na rynku marek. Mam co do nich duże wątpliwości. Nie jestem fanatyczką, ale naprawdę - cholera wie, co my wdychamy odświeżając sobie nimi domy. I choć generalnie można ich po prostu unikać i nie stosować wcale, bo porządnie wywietrzony i wysprzątany dom (nawet bez całej pachnącej chemii) pachnie po prostu dobrze, to z kwestiami toaletowymi trzeba coś zrobić. Bo jak mawiał Forrest Gump: "Każdemu własna kupa dobrze pachnie, ale nie daj się zwieść".
Wejście do toalety po tzw. "dwójeczce" do atrakcyjnych nie należy. Problem w tym, że jeżeli poprzedni użytkownik tego przybytku "uzdatni" powietrze klasycznym odświeżaczem w aerozolu, to - jeśli pomieszczenie nie ma 50 m2 - nadal nie da się tam wejść, bo gęste opary temu skutecznie przeszkodzą. Przynajmniej ja tak mam. Konieczność wstrzymania powietrza murowana. A sprysnąć mniej się nie da. A jak się da, to jednak za mało, więc spryskuje się kolejny raz i jesteśmy w punkcie wyjścia.
Wydając walkę toaletowym smrodkom, postanowiłam, jak to ja, wypróbować coś z propozycji sieciowych. Wersje spreju były dwie.
Wersja 1:
- 1 łyżka gliceryny
- 2 łyżki spirytusu
- 0,5 szklanki wody destylowanej
- 15 kropli olejku lawendowego (ja wlałam łyżeczkę mojego ekstraktu lawendowego)
- 10 kropli olejku cytrynowego
- 10 kropli olejku z trawy cytrynowej
Wersja 2 - jakby prostsza:
- 1 łyżka spirytusu
- 30 kropli olejków eterycznych (u mnie znów ekstrakt lawendowy, olejek cytrynowy i tym razem limonkowy)
- woda do dopełnienia
W obu przypadkach należy składniki wlać do butelki z atomizerem, wymerdać przez potrząsanie i gotowe.
Każdą wersję testowaliśmy po 2 miesiące, bo na tyle mniej więcej starczała ta objętość. Spreju nie rozpyla się w powietrzu. Po spuszczeniu zawartości nalezy 1-2 razy sprysnąć do wnętrza muszli i zamknąć klapę.
Wersja 2, czyli mniej składników, niestety działa tak sobie. Owszem niweluje brzydkie zapachy, ale nie tak skutecznie jak wersja 1. Wersja 1 z powodzeniem zastępuje kupne aerozole, a zapach nie jest chemiczny i nie próbuje Cię udusić, gdy wchodzisz do toalety.
Komentarze
Prześlij komentarz