Tematu zapachów odcinek kolejny. Męska, no dobra, chłopięca szafa. Czego tam nie ma? Co tam nie zostało nogą upchnięte? Co schowane głęboko w jej czeluściach? Co to, do diabła, za zapach? Co z tego, że piorę? I tak zawsze trafi do szafy coś założonego raz, a przecież czystego, co to tego niby prać na razie nie trzeba. I co z tego, że ma być założone już zaraz, następnego dnia, a potem kiśnie gdzieś głęboko utknięte w szafie, zapomniane (trochę przerysowuję problem). W każdym razie przychodzi taki moment, że otwieram tę szafę mojego Starszego, co by przejrzeć, czy aby z czegoś nie wyrósł i to coś zajmuje niepotrzebnie miejsce rzeczom nowym, i stwierdzam, że unosi się w niej jakiś podejrzany zapaszek. Wiem, dobra matka wrzuciłaby całą zawartość ponownie do prania. Ale te rzeczy są czyste, a ja naprawdę mam też inne rzeczy do roboty... Trzeba się ratować. Kiedyś, profilaktycznie kupowałam do szaf takie saszetki zapachowe. Starczały one może na miesiąc i były do wyrzucenia (produkcja n...
Co warto zrobić, mieć, choć raz spróbować, a co odpuścić - przewodnik subiektywny