Wystarczą zaledwie dwa produkty i impreza gotowa:
- Skrobię ziemniaczaną - jak się co poniektórzy mogli już zorientować - trzeba mieć w domu w większych ilościach. Przez całe życie w kuchni nie zużyłam jej tyle, co w tym roku, do tych naszych różnych zabaw.
- Drugim elementem jest wikol. Może być też klej do glutowania, czyli Colorino Kids, czy inny klej do prac plastycznych w płynie. Ja postawiłam tym razem na wikol, uznając, że skoro jest do użycia jednorazowego - czyli zagnieść, rozwałkować, wyciąć i zostawić do zastygnięcia - to tego wdychania kleju tak dużo nie będzie. Okazało się zresztą, że ten wikol obecny mniej już cuchnie niż kiedyś kupowany (wybrałam wersję do stosowania we wnętrzach), więc udało nam się ze Starszym jakoś bardzo nie naćpać ;-).
Wsypałam do miski 0,5 kg skrobi ziemniaczanej, a następnie wlałam do niej prawie pół litra kleju. Powiedziałabym, że nawet ciut mniej.
Dodawałam klej stopniowo, żeby zamiast glinki nie zrobiła mi się papka. Wymagana jest przy tym ręczna robota. Trzeba się w tej masie trochę ubabrać.
Ostatecznie powstać ma zwarta, nieklejąca się do rąk masa. Podzieliłam ją następnie na porcje, dla łatwiejszej obróbki, a całą nieużywaną resztę chowałam na foliowego woreczka - inaczej powierzchnia zbyt mocno wysychała.
Na rozwałkowanym kawałku układałam fragment "dzianiny" - tu: stary sweter. Starszy trochę ten kawałek naciągał, a ja przejeżdżałam po nim (po swetrze znaczy, nie po Starszym) wałkiem mocno dociskając.
Na koniec wystarczyło powycinać foremkami kształty i zostawić do wyschnięcia. Przy grubości 0,5 cm trzeba przyjąć, że porządne zastyganie potrwa z dobę.
Jeżeli chcecie później zawiesić swoje ozdoby na choince, nie zapomnijcie zrobić dziurek zanim masa stwardnieje.
Komentarze
Prześlij komentarz