Przejdź do głównej zawartości

Jadalny brokat

Jutro w planie lukrowanie. Wprawdzie dziewczyny mają donieść artykuły dekoracyjne, ale ja w końcu skorzystałam z okazji przetestowania opcji samodzielnego wykonania "brokatowej" cukrowej posypki. Szczególnie, że Młodszy, zajadający się na śniadania pancakesami, ma zwyczaju spożywać je z posypkami wszelkiej maści. Kupne nam więc ostatnio trochę wyszły.

W sklepach błyszczących cukrowych cudów pełno, ale ich koszt, nie oszukujmy się niewspółmierny do składu. W końcu to po prostu cukier. Szczególnie, jeśli mówimy np. o "Cukrze błyszczącym" od Dr. Oetkera.

Skoro więc na Pintreście znalazłam patent na samodzielne wykonanie posypki, do tego brzmiący banalnie prosto, nie omieszkałam w końcu skorzystać. I powiem z ręką na sercu - nigdy więcej takiej posypki cukrowej nie kupię. Koszt tego, co dzisiaj przygotowałam - ok. 1 zł. No, niech będzie 1,5 zł, bo piekarnik na 10 minut włączyłam. Czas przygotowania 15 minut - dojazd do sklepu i z powrotem więcej mi zajmie. A wypełniłam 6 opakowań po posypkach Dr. Oetkera (koszt ok. 10 zł za sztukę!!!).

Co zrobić?

Przygotować miseczkę, łyżeczkę oraz:
- cukier kryształ (ok. 1/4 szklanki na kolor)
- barwniki spożywcze

W przepisie mowa była o użyciu 2 kropli barwnika, ale ponieważ korzystam z barwników w żelu, nauczona doświadczeniem, że rozprowadzanie ich po produktach sypkich wymaga wysiłku, postanowiłam najpierw rozpuścić je w odrobinie wody.
Do miseczki wlewałam każdorazowo - dosłownie - po kilka kropel wody i łyżeczką rozpuszczałam w niej kapkę barwnika. Z ilością wody nie przesadzać, bo cukier się rozpuści też.
Do takiego "roztworu" wsypywałam po 1/4 szklanki cukru i mieszałam. Cukier pięknie chwytał kolor.
Dokładnie rozmieszany z barwnikiem cukier wsypałam na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, a potem włożyłam do piekarnika (175°) na 10 minut. Chodzi o to, żeby cukier przesuszyć.
Po wyjęciu okazało się, że trochę się zbrylił, ale bez problemu przywróciłam mu sypkość, rozgniatając bryłki palcami. I już.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Doświadczenie na misiach

Trochę nieogarnięta ostatnio jestem. Nie moja wina to tym razem, raczej mojego leczenia. Nie mam niestety na to wpływu. Akceptuję stan, jaki jest, żeby się nie frustrować.  Nie zmienia to faktu, że coś tam, choćby ze Starszym działamy.  Robiliście kiedyś doświadczenia na zwierzętach? Wyrywanie nóżek muchom? Słaby żart. Też nie robiłam. Ale są takie zwierzątka domowe, które się świetnie do jednego eksperymentu nadają. Misie-gumisie, Haribo, czy jak je tam sobie nazywacie, a akurat macie pod ręką. Zwłaszcza wtedy, gdy zapowiada się, że jednak się zmarnują, bo nikt już nie chce sięgać do otwartej paczki... Jak tam Wasza wiedza przyrodnicza? Co się stanie, gdy umieścimy po misiu w różnych roztworach? Czy miś w czystej wodzie się rozpuści? Spróbujmy. Przygotujcie 6 pojemników plastikowych/szklanych, co tam macie pod ręką, i do pierwszego wlejcie pół kubka mleka, do drugiego octu, do pozostałych 4 wlejcie po pół kubka wody. W jednym niech woda pozostanie bez dodatków. Do 3 k...

Piankolina - chmurkolina

   Wyjątkowo szybka akcja zabawowa, gdy ma się potrzebę odrobiny spokoju od dzieci w szale przygotowań świątecznych. Albo jakichkolwiek innych. A dzieci odmawiają już współpracy w zakresie sprzątania ;-). Już jakiś czas temu zaopatrzyłam się w piankę do golenia. Nie, nie zużyłam mężowi, bo on używa żelu, a tutaj pianka jest wskazana... Zapas skrobi ziemniaczanej, z racji naszych różnych zabaw, posiadam nieco większy niż wskazywałby na to zdrowy rozsądek... Do tej zabawy potrzebne są, jak wynika z powyższego: - 1 opakowanie pianki do golenia - 1 kg skrobi ziemniaczanej - duży pojemnik, w którym da się te dwa produkty wymieszać Piankę wyciskamy do pojemnika. W całości. Wsypujemy skrobię ziemniaczaną i mieszamy. I, jak dla mnie, to jest ten najfajniejszy moment... Na anglojęzycznych blogach ta masa nazywana jest cloud dough , czyli chmurkowe ciasto . Po polsku funkcjonuje piankolina , pewnie od zastosowania pianki do golenia. Do mnie skojarzenie z chmurami przemawia ...

Maść z mniszka na ratunek

Lato, jakie by w tym roku nie było, ewidentnie zbliża się ku końcówce. Chłody pomału nadchodzą, a dla mnie niestety wiąże się to z problemami skórnymi. Niby nie są one jakieś wielkie, rzucające się w oczy, ale wkurzają mnie niemiłosiernie i jak dotąd regularne kremowanie rąk nic na nie nie pomagało. Gdy na dworze zaczyna być zimno wysusza mi się skóra dłoni do tego stopnia, że na palcu wskazującym zaczyna być chropowata i wygląda, jakbym wcale o siebie nie dbała, a przy paznokciach kciuków pęka i tworzą mi się bolesne ranki. Nie są one wielkie, ale wykonywaniu wszelkich czynności domowych zawsze towarzyszy dyskomfort. Ponieważ klasyczne środki jakoś mi nie pomagały (szczególnie, że wiele maści, nawet tych aptecznych za bazę ma alkohol), w tym roku postanowiłam się pobawić w zielarkę. Przyznam, że dopiero wtedy, gdy zaczęłam szukać przepisu na kremy/maści łagodzące na AZS dla Młodszego - po dokonaniu przykrego odkrycia, że trudno go czymkolwiek wysmarować, bo większość maści w pierw...