Dawno o ciastolinie nie było. Tym razem na warsztat wzięliśmy ciastolinę na bazie sody oczyszczonej, której przepis wyglądał całkiem zachęcająco, bo raptem 3 składniki (+/- 1).
Składniki:
- 0,5 szklanki skrobi ziemniaczanej
- 1 szklanka sody oczyszczonej
- 3/4 szklanki wody
- barwniki spożywcze
Wsypać suche składniki do garnka, rozprowadzić zimną wodą, jak kisiel.
Następnie podgrzewać w średniej temperaturze do zgęstnienia, cały czas mieszając.
I do tego momentu wszystko szło cudownie. Fakt, trochę czasu nad tym garnkiem spędziłam, więc było to upierdliwe.
Ale dobra, zgęstniało.
Zawartość garnka wykopsałam zgodnie z instrukcją na papier do pieczenia. Wetknęłam w to palec. Uuups, klei się. Niech na razie będzie, ma się przestudzić podobno. No to poczekałam, aż przestanie mnie parzyć w ręce i dodałam barwnik do jednej porcji.
Milutko, mięciutko... ale im dłużej zagniatam masę z barwnikiem, tym bardziej klei mi się do palców. Ok, odpuśćmy to sobie, i tak musimy akurat wyjść, może masa musi wystudzić się bardziej.
Po powrocie znów wetknęłam w nią palec. O, teraz wygląda fajnie, czyżby jednak sukces? I znów zabrałam się za zagniatanie z barwnikiem i po kilku sekundach było to samo. Klei się do palców niemiłosiernie. Bliżej było temu do gluta niż do ciastoliny. Trochę żałuję, bo bez barwnika miała taki śnieżnobiały kolor, którego w ciastolinie według mojego ulubionego przepisu uzyskać się nie da...
Na marginesie, gdyby mi nawet wyszła i pomijając śnieżną biel - to gotowanie jest pioruńsko czasochłonne.
Komentarze
Prześlij komentarz