Przejdź do głównej zawartości

Naturalne pisanki


Czego używacie do malowania pisanek? Macie jakieś ulubione techniki? A może, sruuuut, rozpuszczacie tableteczkę lub proszek gotowego barwnika, i temat z głowy? Nie krytykuję, sama to praktykowałam latami, bo jakoś zawsze te pisanki to tak na ostatnią chwilę... Często dopiero tuż przed wyjściem do święconki, a wtedy, to w zasadzie musztarda po obiedzie.

Że się jednak z dziećmi nadal edukujemy i, jak wielokrotnie powtarzam, sama ciekawych rzeczy się dowiaduję, trzeba było spróbować też inaczej. Inaczej, czyli naturalnie. Od razu mówię, na to potrzeba czasu. W Wielką Sobotę z rana o tej metodzie można zapomnieć. Najlepiej któregoś pięknego dnia naszykować sam barwny wywar, żeby sobie potem przez noc jaja mogły w nim posiedzieć.

Możliwości barwienia naturalnego jest sporo, ale ponieważ hurtu uprawiać nie zamierzamy, ograniczyliśmy się do kolorów czterech (za rok może wypróbujemy inne).

Punktem wyjścia dla każdego barwnika jest:
- 1 litr wody
- 2 łyżki octu
- 1 łyżeczka soli (tak było w przepisie, z którego korzystaliśmy, choć osobiście nie widzę sensu jej dodawania...)

oraz, jak w naszym przypadku,:
- pół główki małej czerwonej kapusty, posiekanej
- 4 łyżki mielonej kurkumy lub 2 korzonki świeżej (pokrojone i zmiażdżone)
- 250 g liści szpinaku, posiekanych
- 4 kopiate łyżki kawy rozpuszczalnej

Składniki dla każdego z barwników umieszczamy w osobnych garnkach i zagotowujemy, a następnie gotujemy na wolnym ogniu przez 30 minut. Pozostawiamy do wystudzenia. Odcedzamy - ja przelewałam od razu zawartość do słoików.

Ugotowane na twardo jajka umieszczamy następnie w słoikach z naszymi barwnikami. My zostawiliśmy je w nich na noc, ale można próbować wyjmować wcześniej, uzyskując w ten sposób rozmaite odcienie.

Przyszłościowo na pewno odpuścimy sobie szpinak. Wyszedł blado i w zasadzie szarobury. Pozostałe opcje polecam gorąco, szczególnie kapustę czerwoną, dzięki której mieliśmy przepiękne, intensywnie niebieskie pisanki.

A żeby ładnie błyszczały warto natrzeć je odrobiną oleju, nanoszoną ręcznikiem papierowym.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Doświadczenie na misiach

Trochę nieogarnięta ostatnio jestem. Nie moja wina to tym razem, raczej mojego leczenia. Nie mam niestety na to wpływu. Akceptuję stan, jaki jest, żeby się nie frustrować.  Nie zmienia to faktu, że coś tam, choćby ze Starszym działamy.  Robiliście kiedyś doświadczenia na zwierzętach? Wyrywanie nóżek muchom? Słaby żart. Też nie robiłam. Ale są takie zwierzątka domowe, które się świetnie do jednego eksperymentu nadają. Misie-gumisie, Haribo, czy jak je tam sobie nazywacie, a akurat macie pod ręką. Zwłaszcza wtedy, gdy zapowiada się, że jednak się zmarnują, bo nikt już nie chce sięgać do otwartej paczki... Jak tam Wasza wiedza przyrodnicza? Co się stanie, gdy umieścimy po misiu w różnych roztworach? Czy miś w czystej wodzie się rozpuści? Spróbujmy. Przygotujcie 6 pojemników plastikowych/szklanych, co tam macie pod ręką, i do pierwszego wlejcie pół kubka mleka, do drugiego octu, do pozostałych 4 wlejcie po pół kubka wody. W jednym niech woda pozostanie bez dodatków. Do 3 k...

Piankolina - chmurkolina

   Wyjątkowo szybka akcja zabawowa, gdy ma się potrzebę odrobiny spokoju od dzieci w szale przygotowań świątecznych. Albo jakichkolwiek innych. A dzieci odmawiają już współpracy w zakresie sprzątania ;-). Już jakiś czas temu zaopatrzyłam się w piankę do golenia. Nie, nie zużyłam mężowi, bo on używa żelu, a tutaj pianka jest wskazana... Zapas skrobi ziemniaczanej, z racji naszych różnych zabaw, posiadam nieco większy niż wskazywałby na to zdrowy rozsądek... Do tej zabawy potrzebne są, jak wynika z powyższego: - 1 opakowanie pianki do golenia - 1 kg skrobi ziemniaczanej - duży pojemnik, w którym da się te dwa produkty wymieszać Piankę wyciskamy do pojemnika. W całości. Wsypujemy skrobię ziemniaczaną i mieszamy. I, jak dla mnie, to jest ten najfajniejszy moment... Na anglojęzycznych blogach ta masa nazywana jest cloud dough , czyli chmurkowe ciasto . Po polsku funkcjonuje piankolina , pewnie od zastosowania pianki do golenia. Do mnie skojarzenie z chmurami przemawia ...

Maść z mniszka na ratunek

Lato, jakie by w tym roku nie było, ewidentnie zbliża się ku końcówce. Chłody pomału nadchodzą, a dla mnie niestety wiąże się to z problemami skórnymi. Niby nie są one jakieś wielkie, rzucające się w oczy, ale wkurzają mnie niemiłosiernie i jak dotąd regularne kremowanie rąk nic na nie nie pomagało. Gdy na dworze zaczyna być zimno wysusza mi się skóra dłoni do tego stopnia, że na palcu wskazującym zaczyna być chropowata i wygląda, jakbym wcale o siebie nie dbała, a przy paznokciach kciuków pęka i tworzą mi się bolesne ranki. Nie są one wielkie, ale wykonywaniu wszelkich czynności domowych zawsze towarzyszy dyskomfort. Ponieważ klasyczne środki jakoś mi nie pomagały (szczególnie, że wiele maści, nawet tych aptecznych za bazę ma alkohol), w tym roku postanowiłam się pobawić w zielarkę. Przyznam, że dopiero wtedy, gdy zaczęłam szukać przepisu na kremy/maści łagodzące na AZS dla Młodszego - po dokonaniu przykrego odkrycia, że trudno go czymkolwiek wysmarować, bo większość maści w pierw...